Cześć.
Maj za nami, więc zgodnie z tradycją czas na podsumowanie miesiąca. Zapraszam.
Nowe artykuły
W maju pojawiły się trzy artykuły:
Pierwszy to oczywiście tradycyjne podsumowanie zaś dwa kolejne to czysto techniczne wpisy. Jeśli któryś Ci umknął, to nieskromnie sugeruję zerknąć.
Książki
Pierwsza przeczytana w maju książka to „Zaawansowany Python”. Nie mogę się przyczepić ani trochę do zawartości merytorycznej tej pozycji, ponieważ faktycznie jest zgodna z tytułem, ale niestety, czytało się ją tragicznie. Pierwszy problem to listingi kodu. Myślę, że nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że około 15% wszystkich zawierało jakiś błąd. I to najczęściej składniowy. Drugi problem, który być może jest przyczyną pierwszego, to słabe tłumaczenie. W programowaniu jest wiele nazw których się nie tłumaczy, a tutaj przetłumaczone były, co nie raz wprawiało mnie w osłupienie. Problem z tłumaczeniem to nie tylko kwestia nadgorliwości, ale ogólnego odbioru treści. Zdania często są nieskładne, przez to znacznie trudniej jest zrozumieć co autor miał na myśli. Podsumowując: jeśli masz możliwość, sięgnij po wersję angielską. Polskie tłumaczenie może skutecznie zniechęcić do lektury.
Po przewróceniu ostatniej strony „Zaawansowanego Pythona”, wziąłem do rąk książkę o enigmatycznej nazwie „Modyfikowany węgiel”. Okazała się ona całkiem przyjemnym science fiction. Mimo że zazwyczaj celuję w fantastykę, to pochłonąłem ją w kilka dni. Polecam.
Po przerwie na książkę fabularną znów skierowałem się w stronę programowania. Tym razem wziąłem „Klasyczne problemy informatyki w Pythonie”. Nie udało mi się przeczytać jej od deski do deski, raczej wnikliwie przekartkowałem. Większość zagadnień była mi albo znana albo już obiła mi się o uszy, ale o kilku ciekawostkach też się dowiedziałem.
Ostatnią książką przeczytaną w maju było „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” Stephena Kinga. Trochę się zawiodłem, bo po tytule nastawiłem się na zupełni inną treść. Spora część tej książki to biografia. I oczywiście było to ciekawe, ale jednak nie tego oczekiwałem. Mam wrażenie, że autor opowiadał raczej o tym czym jest dla niego pisanie, niewiele mówiąc o tym jak pisać. Ogólnie polecam, oczywiście jeśli nie nastawisz się na poradnik dla twórcy, a raczej na biografię poprzeplataną refleksjami o pisaniu.
W maju przeczytałem zawrotne 1614 stron.
Sport (albo jego brak)
W maju prawie w ogóle się nie ruszałem. Powodem takiego stanu rzeczy był wypadek. Na początku miesiąca przejeżdżałem rowerem przez przejazd, miałem zielone światło. Niestety, kierowca skręcający w prawo zignorował konieczność zatrzymania się na zielonej strzałce i mnie potrącił. Skończyło się na pogotowiu i obserwacji na chirurgii. Na szczęście nic złego się nie stało i w tej chwili z całej tej przygody został mi tylko porysowany zegarek, trochę obtarć i czasem bolące plecy. I rower do naprawy. Ale nie było co żałować unieruchomienia – pogoda nie zachęcała do większych aktywności.
Mimo wszystko przeszedłem w tym miesiącu ponad 200 tys. kroków, co daje jakieś 150km.
Wycieczki
Lato się zbliża, za oknem co prawda wciąż w kratkę, ale jednak nieco więcej słońca. Można zatem zająć się wycieczkami.
Łęczyca
Pierwsza majowa wyprawa była do Łęczycy, gdzie zwiedzaliśmy Zamek Królewski.
Zamek – siedziba łęczyckiego muzeum – został zbudowany przez króla Polski Kazimierza Wielkiego najprawdopodobniej w latach 1357-1365. Z samym zamkiem wiąże się legenda o diable imieniem Boruta.
Zgodnie z legendą Diabeł Boruta zamieszkuje podziemia zamku w Łęczycy, pilnując skrzyń ze złotem. Pewnego razu kareta, którą podróżował Król Polski Kazimierz Wielki utknęła na łęczyckich bagnach. Jako, że zbliżała się noc król polecił woźnicy sprowadzić pomoc. Nie było to łatwe zadanie, bo dookoła tylko mgliste moczary i błota otoczone borem. Na jednej z polan woźnica spotkał grupkę smolarzy siedzących przy ognisku, zwanych borutami, bo większość czasu spędzali w borze. Tylko jeden z nich zgodził się na udzielenie pomocy. Król z przyboczną strażą i woźnicą przecierali oczy ze zdumienia, kiedy osiłek Boruta sam bez niczyjej pomocy wyciągnął zanurzoną w błocie karetę królewską, której oni wszyscy razem nie mogli. Za ten czyn król zabrał Borutę na zamek w Łęczycy i ustanowił go zarządcą dóbr królewskich. Świeżo upieczony szlachcic szybko zapomniał kim był i skąd się wywodził. Nakładał coraz większe podatki na chłopów zagarniając kosztowności dla siebie. Kiedy po wsiach rozeszła się wiadomość o śmierci Boruty lud przybył na zamek odebrać swoje pieniądze. Nic jednak nie znaleźli, nawet ciała Boruty. Wtedy zrozumieli, że mieli do czynienia z diabłem. Tak powstało przysłowie ludowe „Nie ma diabła gorszego, gdy się stanie pan z ubogiego…”
Tum
Zaraz obok Łęczycy znajduje się wieś Tum, a w niej kolegiata wzniesiona w XII wieku.
Wnętrze jest bardzo klimatyczne. Spokojnie pasowałby do „Gry o Tron”, czy mało udanego jej polskiego odpowiednika „Korony Królów”.
Praktycznie zaraz obok kolegiaty jest muzeum, które stara się wiernie oddać warunki w jakich żyli ludzie w okolicach roku 1848. Mamy tam do zwiedzenia kilka zaaranżowanych budynków w których znajdziemy też opisy, przybliżające nam ówczesną codzienność.
Toruń
Kolejny weekend to Toruń, który okazał się bardzo ładnym i ciekawym miastem.
Zamki
Odwiedziliśmy ruiny Zamku Krzyżackiego oraz Zamku Dybowskiego. Pierwszy z zamków został częściowo zrekonstruowany i zaadaptowany jako muzeum, gdzie można obejrzeć np. maski kary. Co ciekawe, same przewinienia, za które karano ludzi często były dość specyficzne. Przykładowo, można było zostać skazanym na maskę za pesymizm.
Istnieją również maski mogące doprowadzić do śmierci, np. wyposażone w śruby, które dokręcane łamały kości.
Drugi z zamków został zbudowany przez Władysława Jagiełłę w latach 1424–1428 i leży po przeciwnej stronie Wisły. Są to po prostu ruiny, ale całość prezentuje się bardzo malowniczo. Będąc ostrożnym można wejść na górę zamku, skąd pięknie prezentuje się most z samym Toruniem w tle.
Miasto
Pisząc o Toruniu nie sposób nie wspomnieć o tym, że jest to naprawdę urokliwe miejsce. Rynek starego miasta, bliskość Wisły, bulwary i mosty – to wszystko tworzy bardzo przyjemną atmosferę.
Arkadia i Nieborów
Trzecią destynacją maja był ogród romantyczny w Arkadii i kompleks pałacowy w Nieborowie. Oba miejsca bardzo ciekawe.
Arkadia
Arkadia to mityczna kraina szczęśliwości, wolna od trosk i lęków. Ogród, nazwany właśnie na cześć tej krainy, jest urządzony w stylu angielskim, gdzie celem twórców nie jest przycięcie każdego krzewu co do milimetra, a raczej czerpanie garściami z różnorodności natury. Nie znaczy to jednak, że takie ogrody powstają bez planu. Plan jest i to bardzo skrupulatny. Widać to dobrze na przykładzie Arkadii, której dzieje są nierozerwalnie związane z osobą Heleny Radziwiłłówny. To jedna z najbardziej wpływowych kobiet epoki (kochanka ostatniego króla Polski). Rozpoczęła ona prace nad ogrodem w 1778 roku i rozwijała go przez kilkadziesiąt lat, aż do swojej śmierci w 1821 roku.
Nieborów
W opozycji do stylu angielskiego stoi styl francuski, który charakteryzuje się właśnie idealnie dopracowaną formą i jest wyrazem panowania nad naturą.
W Nieborowie znajduje się pałac, który od 1774 do 1944 należał do rodziny Radziwiłłów. Po drugiej wojnie światowej stał się oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie. Spacer po nim był ciekawy, ale dość krótki.
Seriale
Rozpocząłem oglądanie nowego serialu. Tym razem jest to niewymagająca rozrywka o nazwie Shadowhunters, gdzie mamy wampiry, wilkołaki, czarodziejów i ratowanie świata. Ogląda się nieźle, ale nie ma co szukać w nim jakiś górnolotnych treści.
Statystyki bloga
Maj pod względem odwiedzin wyglądał tak:
Wszystkim, którzy pojawiali się u mnie na blogu, zostawili komentarz, maila czy po prostu polajkowali coś na fejsie – serdecznie dziękuję. Nie ma nic bardziej wartościowego dla autora, niż docenienie jego pracy! :)
Najpopularniejszy wpis
Mateusz Mazurek