Cześć.
Kolejny miesiąc za nami, a więc tradycji musi stać się zadość. Zapraszam więc na podsumowanie lipca.
Nie będę owijał w bawełnę, poszedłem w lipcu na urlop. Nie pojawił się żaden artykuł poza podsumowaniem czerwca.
W lipcu przeczytałem trzy książki. Pierwsza to „Rozjemca” Brandona Sandersona. Fajna fantastyka, w której najważniejszą rzeczą na świecie są Oddechy. Ale nic więcej nie powiem. Jeśli lubisz takie klimaty, to polecam, będziesz się świetnie bawić.
Druga lektura lipca też jest dziełem Sandersona, tym razem częścią większej całości przygód o walce z Odium. Mowa oczywiście o Rytmie Wojny (cz. 2). Długo czekałem na pojawienie się jej w Empiku i każda minuta oczekiwania została zrekompensowana naprawdę dobrą książką. Polecam całą serię Archiwum Burzowego Światła.
Kolejna książka jest już książką techniczną. A przynajmniej osadzoną w realiach programowania, bo nie odnajdziecie w niej praktycznie nic technicznego, ani jednego kawałka kodu. Mowa o Kierunek Jakość od Oli Kunysz.
Książka jest krótka i czyta się ją migiem. Dobra dla osób zaczynających „przygodę” z profesjonalnym programowaniem. Jeśli jednak już chwilę w tym siedzisz to nie dowiesz się nic nowego.
Większa część tego miesiąca to urlop, więc nie mogło go tu zabraknąć. Pojechaliśmy w góry. Według zegarka Huawei Watch GT 2 Pro przeszliśmy w 12 dni około 204 km co daje jakieś 17 km dziennie. Najwyższy wynik przypadł na pierwszy dzień i wynosił 24,49 km, zaś najniższy 7,37 km.
W górach Izerskich odwiedziłem Wysoką Kopę mającą 1026 m n.p.m. Szliśmy z Rozdroża Izerskiego zielonym szlakiem, aż do Rozdroża pod Izerskimi Garbami, potem przez Kopalnię Kwarcu „Stanisław” i stamtąd już na sam szczyt. Zeszliśmy żółtym szlakiem.
Weszliśmy ze Szklarskiej Poręby czerwonym szlakiem na Halę Szrenicką i stamtąd szlakiem przyjaźni polsko-czeskiej, mijając kilka formacji skalnych, między innymi „Trzy Świnki”. Wreszcie dotarliśmy do Śnieżnych Kotłów.
Są to kotły polodowcowe, mające nawet 300 m głębokości. Zdjęcie nie oddaje tego, jak ogromny jest to twór przyrody. W kotłach znajdują się (sezonowo wysychające) jeziorka polodowcowe o nazwie Śnieżne Stawki.
Uzupełnię jeszcze o znalezione w sieci zdjęcie, pokazujące kotły z dołu, z perspektywy Jeleniej Góry.
Kontynuując szliśmy dalej czerwonym szlakiem, aż do schroniska Odrodzenie, gdzie spędziliśmy noc.
Poranek w schronisku przywitał nas burzą, a burza w górach znacznie różni się od tej którą znamy z miasta. Obserwując uważnie radar pogodowy i konfrontując go z tym, co widzieliśmy za oknem, koło 10:30 postanowiliśmy, że nie będzie już lepszego momentu na wyjście. I wyszliśmy. Podczas marszu kilka razy zagrzmiało, ale poza deszczem i bardzo silnym wiatrem – szło się bezpiecznie. Kolejnym przystaniem na szlaku było schronisko Dom Śląski.
Budynek od zewnątrz jest paskudny, ale podawali w nim najlepsze Latte jakie piłem w Karkonoszach. Dalej pozostało już tylko zdobyć królewnę. Królewnę Śnieżkę.
Śnieżka to najwyższy szczyt Karkonoszy oraz Sudetów, jak również Czech, województwa dolnośląskiego, a także całego Śląska. Nazwa Śnieżka pochodzi z XIX wieku i wzięła się od przymiotnika śnieżna, czyli pokryta śniegiem. Polską nazwę Śnieżka wprowadzono urzędowo dość późno, bo w 1949 roku.
A dokładniej ich najwyższe szczyty, czyli odpowiednio: Skopiec i Skalnik. O ile Skopiec nie był ciekawa górą, to na Skalnik nie dość, że prowadził bardzo fajny szlak, to niedaleko szczytu były całkiem ciekawe formacje skalne. Szliśmy z Czarnowa czerwonym szlakiem, którym dotarliśmy na Ostrą Małą, gdzie jest świetny punkt widokowy, następnie niebieskim na Skalnik i dalej niebieskim aż do przecięcia z żółtym. W tym miejscu odbiliśmy żółtym szlakiem w stronę parkingu.
Czyli odpowiednio: Kłodzka Góra, Jagodna i Orlica.
Te góry łączy jedna rzecz. Na szczycie każdej z nich jest wieża widokowa. I wszystkie te wieże wchodzą w skład projektu „Czesko-Polski Szlak Grzbietowy”, czyli inicjatywy mającej na celu odbudowę lub budowę wież widokowych.
Najciekawszą górą z tych trzech jest bezsprzecznie Orlica. Prowadzi na nią ciekawy, aczkolwiek mało wymagający szlak, a na szczycie, pod wieża znajduje się wiata. Orlica jest szczytem granicznym pomiędzy Polską a Czechami, ale jej wierzchołek nie jest już w naszym kraju. Nic więc dziwnego, że język polski często ustępuję czeskiemu, ale to tylko dodaje całości uroku.
Nie można nie wspomnieć o schronisku PTTK Jagodna. Miejsce z mega klimatem i bardzo fajnym jedzeniem.
Poza Karkonoszami to najciekawsze góry tego urlopu. Ich najwyższym szczytem jest Szczeliniec Wielki, a cały krajobraz jest pełen ogromnych formacji skalnych, pomiędzy którymi idą szlaki. Nieraz trzeba pod nimi przechodzić lub przeciskać się pomiędzy. Bywa wąsko, ale za to jak ciekawie!
Oczywiście część skał doczekała się swoich nazw.
Ciężko to oddać zdjęciami. To trzeba zobaczyć.
Jeśli jeszcze ktoś z czytelników nie wie, pracuję nad skompletowaniem Korony Gór Polski. Polega to na zdobyciu 28 szczytów, reprezentujących najwyższe góry konkretnych rejonów Polski. Będąc na szczycie trzeba zrobić sobie zdjęcie i załączyć je do książeczki wraz ze stemplem np. ze schroniska.
Po tym urlopie jestem dokładnie w połowie. Mam zdobyte 14 z 28 szczytów.
Gorąco zachęcam każdego, żeby wziąć udział w tym projekcie. Poza oczywistą motywacją do wędrówek, zyskujesz bardzo dużo wiedzy na temat Polskich gór. Nagle okazuje się, że istnieje znacznie więcej pasm górskich niż Tatry, Karkonosze czy Bieszczady. I bywają one nieraz równie ciekawe. A czasem i ciekawsze! A już na pewno pozbawione Krupówek.
Tak wygląda mapa wszystkich szczytów z listy.
Aktualnie działam od lewej do prawej strony tej mapy. Ten algorytm ma jedną trochę specyficzną cechę, mianowicie idąc w tym kierunku, Rysy powinienem zdobyć przed Tarnicą. Co nie brzmi poprawnie pod kątem progresji trudności. No nic, zobaczymy co los pokaże.
Zwiedzone zostały dwa zamki i dwie twierdze. Pierwszy z zamków to Zamek Księcia Henryka leżący na wzgórzu Grodna (506 m n.p.m.). Zameczek jest dość „nowy” bo wzniesiony został w 1806 roku przez księcia Heinricha LXII von Reuss. I zamkiem jest właściwie tylko z nazwy. Jest to raczej stylizowany domek myśliwski z punktem widokowym. Taka fanaberia księcia.
Drugi zamek to Zamek Bolków, ten ma już znacznie dłuższą historię, bo sięga ona 1277 roku. Jak można się domyśleć, jest ona związana z Bolkiem I jak i Bolkiem II, a po bezpotomnym odejściu tego drugiego, zamek przeszedł w ręce Czeskie. Aktualnie jest otwarty na zwiedzanie i całkiem okazały, oczywiście jak na ruiny.
Pierwszą ze zwiedzonych twierdz była Twierdza Srebrna Góra. Jest to XVIII wieczna budowla stworzona przez pruskiego inżyniera, a zmodyfikowanego przez samego króla Fryderyka Wielkiego. Twierdza miała zabezpieczyć militarnie Śląsk zdobyty przez Prusy w 1740 roku. Składa się z sześciu fortów. Budowa całego zespołu trwała 12 lat (1765–1777). Zaangażowanych w nią było 4 do 4,5 tys. robotników Lata świetności twierdzy trwały do 1800 roku, po czym militaria poszły na tyle daleko, że twierdza straciła na znaczeniu. Początkowo była wykorzystywana jako więzienie, a dopiero w II połowie XIX wieku zaczęto dostrzegać korzyści płynące z turystyki i rekreacji. Rozwój srebrnogórskiej turystyki przerwała II wojna światowa, gdzie utworzono obóz karny dla polskich oficerów. Twierdza srebrnogórska została uznana za pomnik historii rozporządzeniem Prezydenta RP z dnia 14 kwietnia 2004.
Drugą zwiedzoną twierdzą była Twierdza Kłodzko. Historia tej budowli zaczyna się znacznie wcześniej niż Twierdzy Srebrnogórskiej, bo już w okolicach 981 roku, kiedy była jeszcze grodem obronnym. W okolicach XVIII wieku, kiedy była już twierdzą, poddana została Prusakom, którzy zajęli tereny hrabstwa kłodzkiego w konsekwencji pierwszej wojny śląskiej. Twierdza Kłodzka odegrała ważną rolę w czasie obrony Śląska w pruskiej kampanii Napoleona (1806–1807). W roku 1867 rząd pruski zdecydował o rozbrojeniu twierdzy jako przestarzałej. W 1960 roku twierdza została oficjalnie uznana za zabytek i udostępniona turystom.
W obu przypadkach trafiliśmy na fajnych przewodników, a w przypadku twierdzy srebrnogórskiej, przewodnik miał nawet stylizowany ubiór.
Wszystkie cztery miejsca polecam.
Poza górami to jedno z fajniejszych miejsc tego urlopu. Ten park sporo zyskuje w moich oczach, ponieważ część obiektów widziałem też na żywo więc mam porównanie miniatury z oryginałem, a ten fakt tylko potęguje efekt wow.
Każda konstrukcja wręcz zachwycała jakością wykonania i ilością szczegółów. Powtarzam się, ale ciężko to ująć w słowach, to trzeba zobaczyć.
Zwiedziliśmy trzy miasta zdrojowe:
Kolejność nie jest przypadkowa. Kudowa-Zdrój jest fajnym, zadbanym, kolorowym miastem, gdzie chętnie wrócę. Do Polanicy niby ciężko się przyczepić, ale bardzo subiektywnie, lepiej czułem się w Kudowie. Duszniki-Zdrój to miasto które swoje najlepsze czasy miało pewnie z 20 lat temu. Dziś to prawie wymarłe miasto. Coraz bardziej zapuszczone i coraz bardziej brudne. Są jednak dwie ciekawostki. Jedna to bardzo fajne muzeum papiernictwa. A druga to fakt, że mają najwyższą w Europie fontannę. I faktycznie robi ona wrażenie.
Korzystając z obecności w miastach zdrojowych nie mogłem nie spróbować tej słynnej leczniczej wody. I jestem prawie pewien, że nigdy więcej się jej nie napiję.
Nie da się ukryć, że urlop to bardzo dobry moment na testowanie różnych restauracji i kawiarni. Z miejsc które odwiedziliśmy, wyróżnić mogę trzy.
Czyli urocza kawiarnia w Kudowie-Zdrój. Lokalizacja w parku zdrojowym, sprawna obsługa i oczywiście ogromne menu po brzegi wypełnione świetnymi rzeczami.
Klimatyczna restauracja ze świetnym wnętrzem i długoletnią tradycją. Posiada dość obszerne menu i bardzo miłą obsługę. Po całym dniu w górach szukaliśmy w Kłodzku miejsca, które by wypełniło pusty żołądek i mimo, że było 20 minut przed zamknięciem, miły Pan (prawdopodobnie właściciel) zaproponował, że poratuje niestrudzonych wędrowców. Było tak pysznie, że w kolejnych dniach wróciliśmy na deser.
Nieszablonowa restauracja w Nowej Rudzie. To co ją wyróżnia na tle innych to… Brak menu. Pozwala to na komponowanie kaw i deserów dokładnie według preferencji gości. Obsługa opowiada jakie są możliwe składniki i zbiera zamówienie. Warto dodać, że właściciel tworzy bardzo fajną atmosferę, zagadując gości i rozdając darmowe mini lody.
Lipiec pod względem odwiedzin wyglądał tak:
Widać w statystkach i lato i urlop. Ale spokojnie, jeszcze będzie czas na bicie rekordów.
Wszystkim, którzy pojawiali się u mnie na blogu, zostawili komentarz, maila czy po prostu polajkowali coś na fejsie – serdecznie dziękuję. Nie ma nic bardziej wartościowego dla autora, niż docenienie jego pracy! :)
Już któryś miesiąc najpopularniejszym wpisem jest..
Oj daaawnoo mnie tu nie było. Ale wakacje to był czas dużej liczby intensywnych wyjazdów i tak naprawdę, dopiero jakoś… Read More
Cześć! Zapraszam na krótkie podsumowanie kwietnia. Wyjazd do Niemiec A dokładniej pod granicę z Francją. Chrześnica miała pierwszą komunię. Po… Read More
Ostatnio tygodnie były tak bardzo wypełnione, że nie udało mi się napisać nawet krótkiego podsumowanie. Więc dziś zbiorczo podsumuję luty… Read More
Zapraszam na krótkie podsumowanie miesiąca. Książki W styczniu przeczytałem "Homo Deus: Historia jutra". Książka łudząco podoba do wcześniejszej książki tego… Read More
Cześć! Zapraszam na podsumowanie roku 2023. Książki Zacznijmy od książek. W tym roku cel 35 książek nie został osiągnięty. Niemniej… Read More
Zapraszam na krótkie podsumowanie miesiąca. Książki W grudniu skończyłem czytać Mein Kampf. Nudna książka. Ciekawsze fragmenty można by było streścić… Read More
Pokaż komentarze
Dosyć ciepły i fajny miesiąc pod względem różnego rodzaju konferencji i spotkań.
A na Ślęży byłeś kiedyś?
Jasne, super górka:)
Muszę przyznać, że zdjęcia które robisz wyglądają świetnie ;)