Cześć,
26 kwietnia miała miejsce premiera filmu Avengers: Wojna bez granic – długo wyczekiwanej kontynuacji historii bohaterów Marvela. I co z tego wyszło? Ano całkiem sporo wyszło.
Film oglądałem w 3D więc już na wstępie powiem że nawet jeśli nie jesteś fanem filmów o superbohaterach – to warto iść do kina chociaż ze względu na świetne efekty. Serio, naprawdę świetne.
No więc film rozpoczął się od kilku słów Thanosa na temat bezsilności. Zapamiętałem to, ponieważ nad znaczeniem tych słów podpisuję się obiema rękoma. Ale nie są one istotne dla filmu. Nad samym Thanos’em warto się zatrzymać, gdyż rzadko w filmach Marvela czarny charakter jest głównym bohaterem z tak wyraźnie zaznaczonym profilem psychologicznym i z tak dużą ilością jego przemyśleń, wspomnień czy rozważań. Celem Thanos’a jest znalezienie wszystkich kamieni co da mu możliwość ziszczenia utopijnej wizji światów bez biedy, nędzy i głodu, do realizacji której potrzebna jest zagłada równej połowy istot żyjących we Wszechświecie. Sama intencja jest bardzo dobrze wytłumaczona i przedstawiona, ma ona nawet jakiś sens, tylko jest zbyt nie poprawna politycznie by mogła być zaakceptowana przez ogól Wszechświata ;)
Tak czy siak – Thanos nie jest banalnym bohaterem, można powiedzieć że jest wręcz skomplikowanym bohaterem, boryka się z wieloma sprzecznymi emocjami, dokonując przy tym drastycznych wyborów.
Oglądając film przenosimy się między wieloma miejsca, odwiedzając Asgard, Wakandę (czyli ziemię), kilka statków kosmicznych a nawet „dom” Thanos’a – Titan. Jest to fajny zabieg, bo jakby akcja rozgrywa się na kilku frontach i zmiana ekspozycji daje wrażenie większej dynamiczności.
„Wojna bez granic” to wielkie wydarzenie w całym uniwersum Marvela. Spotkamy tu największe osobistości, takie jak Iron Man (tak, tak, mój faworyt), Spiderman, Doktor Strange, Kapitan Ameryka, Quill, Gamora, ten śmieszny mały szczurek ze Strażników Galaktyki – nigdy nie pamiętam jak się nazywał, Thor, Loki, Czarna Pantera, Vision, Hulk i naprawdę wielu innych. Bardzo fajnie że każdy z tych bohaterów nadal ma swoje własne, unikalne cechy, takie jak kreatywność i zabawna ironia Tony’ego, młodość Peter’a Parkera (Spidermana) czy surowość Kapitana Ameryki. Mam na myśli że fajnie że przy takiej ilości bohaterów każdy z nich nadal jest dokładnie tą osobą którą poznaliśmy wcześniej.
Idąc do kina warto mieć za sobą wszystkie poprzednie filmy Marvela obejrzane. Bez tej wiedzy, nie sposób ogarnąć dlaczego np. film rozpoczyna się akurat od wątku Thora, dlaczego Tony Stark nie chce zadzwonić do Kapitana Ameryki, a ten z kolei z jakiej okazji kumpluje się z królem Wakandy.
Robiąc szybkie review po kolejnych bohaterach można spokojnie powiedzieć że nikt nie zawiódł. Stary dobry Tony jest obecny :) gość z klasą, żarcikiem, kreatywny, bogaty i jeszcze ta jego zbrojaaaaa ;)
Fajnie wyszedł również Thor i jego powiązanie ze strażnikami galaktyki („coście za jedni?!”) – w sumie to cała subhistoria Thora jest w porządku. Ale że co tam robił Tyrion Lannister?! ;)
Największy skok, porównując do filmu z tym bohaterem jako głównym, zaliczył oczywiście Doktor Strange. Jak jego film był kurde, no, trochę nudny, to jego osoba w „Wojnie bez granic” – świetna i bardzo znacząca.
Kwestia romansu (związku?) pokazanego w filmie (oszczędzę spojlerów) mnie osobiście zdziwiła – może nie samego związku, ale tego kto w nim występuje i z jak dużym zaangażowaniem idzie w tę relację. I jak duże znaczenie ma to dla samego filmu.
Troszkę brakuje mi tu Agentów Tarczy, uśmieszek Coulson’a pasował by tu idealnie, ale może oni po prostu byli zajęci czymś innym #serial. A mały smaczek związany z nimi był na sam koniec ;)
Pisząc o tym filmie nie mogę nie wspomnieć o walce finałowej – i tu chyba nie umiem ubrać tego w słowa. To trzeba zobaczyć. Dbałość o szczegóły pozwoliła zrobić z tej bitwy – bitwę wszechczasów. A pojawienie się Thora – miód w czystej postaci.
Podsumowując… Mój filmweb został zasilony nową oceną – 'Wojna bez granic’ oficjalnie jest u mnie 10/10. Sposób w jaki Marvel przedstawił bohaterów, jaką role im nadał i jak bardzo dbał przy tym o szczegóły – jest nie lada gratką dla fanów MCU (Marvel Cinematic Universe). Wplecione intymne sceny pomiędzy Quinnem a Gamorą czy chociażby rozmowa Tony’ego z Pepper – nadają filmowi dodatkowego smaczku. Wszystko to okraszone genialnymi efektami sprawia że film jest świetną kontynuacją losów Avengers’ów i mimo że zakończył się nie najlepiej (oglądając go modliłem się żeby nie zabrali Tony’ego ;) ) to wywarł na bank ogromne wrażenie na każdym fanie tego uniwersum. A w 2019 kolejny film!
Mateusz Mazurek
Doktor Strange był super!!!!